Koncert Andrzeja Rozbickiego i Celebrity Symphony Orchestra “Golden Voices”
Koncertów Andrzeja Rozbickiego nie trzeba zachwalać ani reklamować. Zawsze jest pełna widownia. Living Art Centre w Mississaudze wyjątkowo nadaje się do tego typu muzycznych imprez. Czuje się tam rozmach, przestrzeń, elegancję i nowoczesność, a przy tym możliwość kreacji muzycznego spektaklu. Już samo wnętrz nadaje nowe brzmienie muzyce, mobilizuje do pewnej odświętności, do ubrania się w wieczorowy strój. Niezwykłości dodają kolorowe, zmieniające swą formę i kształt mozaiki świetlne, tańczące na ścianach sceny, stanowiące jak najbardziej dopasowaną do całości dekorację.
 
– Siedzę tu całymi dniami, słucham różnych koncertów – mówi pani z obsługi, nie znająca języka polskiego – ale takiego koncertu dawno nie słyszałam. To było niebywałe przeżycie. Porwał mnie i śpiew, i muzyka, i głos tego pana, który zapowiadał. Bravo Maestro Andrew. 

Jeszcze nie tak dawno pokutowałl stereotyp, żze muzyka poważna jest elitarna, że jest trudna, że tylko nieliczni mogą jej słuchać. Nad odczarowaniem muzyki klasycznej pracował m.in. w latach 70. Henryk Czyż, prowadząc program telewizyjny “Nie taki diabeł straszny”. Od szeregu lat z operą do szerokiej publicznośsci dociera Bogusław Kaczyński, nieoceniony popularyzator wielkich utworów i wielkich telantów. 

- Kaczyński pojawia się na ekranie, nic się nie “rusza” i nie dzieje, a wszyscy gapimy się w ekran jak cielę na malowane wrota – pisał Jerzy Gruza w felietonie “Telewizyjna matka”. – Fenomen! Niespecjalnie przystojny, niespecjalnie ładny, troszkę już okrągły, nie pierwszej młodości. Nie robi nic, nie gra, nawet nie gestykuluje. Mówi. I to wystarcza! (…) Na czym to polega? Cudowny dar opowiadania! 

Coś czarodziejskiego jest w Bogusławie Kaczyńskim, coś co przyciąga niebywałe tłumy. Moża go słuchać i słuchać. Jest on rozmówcą mojego pierwszego w życiu wywiadu. Przyjechałam na festiwal do Łańcuta, jako studentka, pisząca pracę magisterską z “Dziejów zamkowego teatru”. Otrzymałam akredytację z łódzkiego tygodnika kulturalnego “Odgłosy” i zadanie przeprowadzenia wywiadu z dyrektorem artystycznym festiwalu. Bałam się panicznie, setki razy zadawałam sobie pytanie, czy sobie poradzę. Na odwagę wzięłam pastylkę uspokajającą. I poszłam na spotkanie z Bogusławem Kaczyńskim, ściskając magnetofon w ręku. Powiedziałam dzień dobry, usiadłam na stylowej kanapie, włączyłam magnetofon i… zapomniałam o strachu, zasłuchana w baśniową opowieść wirtuoza słowa. Słuchałam operowych historii, anegdotek, opowieści o festiwalowych wydarzeniach. 

Patrząc z perspektywy czasu, tysiące słuchaczy i tysiące telewidzów uznaje tego rodzaju muzykę za swoją, dzięki talentowi i ogromnej pracy Bogusława Kaczyńskiego. W Toronto talent popularyzatorski mistrza słowa zbiegł się z charyzmatycznymi umiejęetnościami porwania widowni przez Andrzeja Rozbickiego. Jest to między innymi powód wielkiego sukcesu październikowego koncertu.

Bogusław Kaczyński, po niezwykłym Festiwalu Muzyki w Łańncucie, jest twórcą Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy. W tym roku odbył się już drugi festiwal. Ma on zmienioną formułę, w stosunku do poprzedniego festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy. Trwa przez dwa tygodnie, a koncert galowy “Tam gdzie śpiewał Jan Kiepura” stał się wielkim widowiskiem, w którym bierze udział ponad 200 wykonawców. Poza tym Europejski Festiwal wychodzi poza Krynicę, koncert finałowy jest i będzie pokazywany w Polsce i na świecie. 

- Mam duże problemy z organizacjąa festiwalu – mówi Bogusław Kaczyński – gdyż w Polsce nie ma wielkich sal koncertowych, koncerty mogą się odbywać tylko na wolnym powietrzu. Praktycznie więc zostają tylko dwa miesiące na koncerty – maj i czerwiec. 

W planie jest 16 przystanków w Polsce – Warszawa, Poznań, Wrocław, Katowice, Sosnowiec, Łancut – wszędzie, gdzie śpiewał Jan Kiepura. 

W tym roku na Krynickim Deptaku przed Starym Domem Zdrojowym, podczas plenerowego muzycznego widowiska “Tam gdzie śspiewał Jan Kiepura”, z chórem, baletem i bogatą oprawąa, z towarzyszeniem orkiestry lwowskiej, artyści operowi i operetkowi wystąapili w słynnych ariach, m.in. z “Traviaty”, “Carmen”, “Zemsty nietoperza” itd. Ambitny plan zaprezentowania repertuaru festiwalu na całym świecie, zaczęto od Krakowa. W sierpniu tego roku na Rynku Głównym odbyło się widowisko, w którym wystąapiłlo 220 wykonawców. Na krakowskim rynku śpiewali m.in. znana już torontońnkiej publiczności Marta Abako, poza tym Iwona Tober, którą mieliśmy okazję niedawno usłyszeć, Joanna Woś, Witold Matulka, Adam Sobierajski, Leszek Świdziński, Tadeusz Szlenkier, Witold Wrona, Ryszard Wróblewski. Rozegrał się turniej tenorów, miały miejsce popisy baletowe, sceny chóralne. Śpiewano pieśni z repertuaru Jana Kiepury, arie operowe i operetkowe. Na rynku zebrał się tłum, 60 tysięcy osób, a za pośrednictwem telewizji koncert dotarł do najdalszych zakątków kraju. 

Toronto byłlo drugim polskim, a pierwszym zagranicznym przystankiem na mapie podróży artystów Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury. Przyjechała do nas wybrana czwórka artystów. Może w bardziej sprzyjających okolicznościach, gdy znajdą się sponsorzy, w przyszłości będzie można zaprezentować to ogromne widowisko w całlości. Bogusław Kaczyński zaprasza wciąaż nowych śpiewaków, dzięki czemu mamy możzliwość posłuchania różnych głosów i zapoznania się z talentem i osobowością pierwszych gwiazd polskiej sceny operowej, a także poznania młodego artystycznego pokolenia. Tak więec i tym razem Bogusław Kaczyński przywiózl nam zarówno doświadczonych artystów, jak i tych młodych, zaczynających swoją karierę. Młodzi, wybrani z grona wielu talentów, starali się torontońskiej publiczności pokazać z jak najlepszej strony. Wielka gwiazda, nie tylko polskiej sceny operowej, Barbara Kubiak po prostu urzekła wszystkich swoim wspaniałym, głębokim sopranem i dramatycznym odtworzeniem roli. W połączeniu z barwnym wprowadzeniem do libretta przez Bogusłlawa Kaczyńnskiego, naszkicowaniem sytuacji, emocji wynikających z chwili, którą tworzą wydarzenia w operze, wystarczyło zamknąć oczy, by bez trudu można było sobie wyobrazić, że jest się w jednej z największych sal operowych świata, a na scenie odgrywa się prawdziwy dramat. Barbara Kubiak swoim głosem potrafiła namalować portret bohaterki, pokazać jej wnętrze, targające nią sprzeczności, namiętności i uczucia. Przenieśliśmy się więc na chwilę do świata wykreowanego przez Verdiego w “Aidzie” i w “Trawiacie”, czy do świata Pucciniego z “Toski” i z “Madame Butterfly”. Jakże różni się np. świat starożzytnego Egiptu od Japonii. Ale emocje, uczucia są podobne. I Barbara Kubiak wraz z “reżyserującym” spektakl muzyczny Bogusławem Kaczyńskim, dali publiczności niezapomniane chwile. Bogusław Kaczyński słowem nadał oprawę wystąpieniu, a artystka głosem oddała emocje. 
Zupełnie inna osobowością scenicznąa jest młoda, wiotka i zwiewna, ale o silnym sopranie koloraturowym, Iwona Tober, która jak “nie dośpiewa, to dowygląda” – jak ją przedstawił Bogusław Kaczyński. Zaczynała w Zespole Pieśni i Tańca “Mazowsze”, teraz jest gwiazdą polskiej operetki. Występuje też na scenach operowych, m.in. na scenie Państwowej Opery Bałtyckiej w Gdańsku. Czarowała swoim i głosem, i urodą, wyglądała przepięknie w zmienianych, wykwintnych kostiumach. A role operetkowe, lekkie i urokliwe, niezmiernie jej pasowały. Wystąpiła w słynnej arii z operetki Kalmana “Księżniczka czardasza”, w ariach z operetek Lehara “Cygańska miłość” i “Wesoła wdówka” i wielu innych. Występowała solo, a także w towarzystwie partnerujących jej tenorów. Do tańca porwał ją także sam maestro Andrzej Rozbicki, oddając swą batutę na chwilę, zdziwionemu scenicznemu partnerowi pani Iwony. 
Kolejny artysta “przywieziony” przez Boguslawa Kaczyńskiego, tenor Leszek Świdziński, o “hiszpańskiej urodzie torreadora”, zachwycił nie tylko słynnąa “Granadą” A. Lara, ale i ariami z “Turandota” Pucciniego, arią Stefana ze “Strasznego dworu” Moniuszki czy słynnym przebojem z repertuaru Jana Kiepury “Brunetki, blondynki”. Jak widać bylo podczas koncertu, dobrze się czuje nie tylko w “hiszpańskich” rolach. Od lat jest czołowym tenorem w Warszawskiej Operze Kameralnej. 

Młody tenor, Tadeusz Szlenkier, zarówno śpiewak operowy, jak i absolwent filozofii na Uniwersytecie Warszawskim, wcale nie sprawiał wrażzenia, że stawia pierwsze sceniczne kroki. Czuł się jak najbardziej pewnie na scenie, jakby to było jego jedyne powołanie. Wystąpił w lekkim, operetkowym repertuarze, sam lub z Iwoną Tober. Oprócz znanej “Manueli” R. Stolza, zaśpiewał razem z Leszkiem Świdzińskim słynne “Brunetki, blondynki”, a także E. Curtisa “O, nie zapomnij mnie” itd. Wystąpił również w arii z “Toski” Pucciniego i zaśpiewał “Kujawiaka” Wieniawskiego. 
Jak zwykle zresztąa, repertuar koncertu tak jest dobrany, żze zawsze możzna usłlyszećc utwory polskich kompozytorów, a ponadto oprócz utworów lekkich, wpadająacych w ucho, znanych, lubianych, chęetnie słluchanych, pojawiająa sięe utwory poważzne, dramatyczne, zmieniająace nastrój, by znów powrócićc radośsciąa i dawaćc publicznośsci to, czego najbardziej potrzebuje, oderwania sięe od codziennych spraw, relaksu, i to relaksu nie przy piwie czy telewizorze, ale obcująac ze sztukąa, wykonanąa przez znakomitych artystów. O tym, jak bardzo koncerty Andrzeja Rozbickiego i Bogusłlawa Kaczyńnskiego dająa tęe “duchowąa strawęe”, śswiadczy przypadkowo zaobserwowana scenka. Spóźzniony, zdyszany widz, zapinająacy po drodze garnitur, trzymająacy w ręeku jeszcze nie rozpakowany krawat, dla którego, niestety, zabrakłlo biletów w kasie, próbuje przekonaćc paniąa bileterkęe, żzeby go wpuśsciłla, a gdy to nie daje rezultatu, czeka do końnca na korytarzu, z nadziejąa, żze możze wejdzie, choćc na chwilęe. Jakie to pięekne, żze włlaśsnie tego typu imprezy kulturalne stająa sięe przedmiotem pożząadania. 

Jak mówiąa wszyscy artyśsci wystęepująacy przed publicznośsciąa, efekt koncertu zależzy od dwóch stron, nie tylko od tych, co prezentująa sięe na scenie, ale i od tych, którzy przyszli, którzy słluchająa, którzy wnosząa do sali swoje zamiłlowania, talenty, wiedzęe, osobowośsćc. Współlgranie tych dwóch stron – artysty i odbiorcy, skłlada sięe na końncowy efekt, na przeżzycie i atmosferęe, która pozostaje na dłlugo w sercach. 

- Jakie sąa pana wrażzenia, po koncercie w Toronto? – pytam więec Bogusłlawa Kaczyńnskiego. – Nigdy nie narzekam na publicznośsćc, bo wszęedzie czujęe sięe lubiany, ale w Torotno czujęe wielkąa serdecznośsćc, która jest szczera, spontaniczna, ludzie, którzy przyszli na koncert, odczuwali potrzebęe obcowania ze sztukąa, z nami. I to sięe czuje. Wzruszyłl mnie bardzo ten pięekny gest na końncu. Maria Nowotarska, z różząa idąaca przez widownięe. To byłlo bardzo eleganckie. Jedwabna różza stoi u mnie w gabinecie na honorowym miejscu, przywiozłlem jąa do Polski. Przypomniałla mi się sztuka o Modrzejewskiej. Jestem nią zachwycony. 

Myślę też że dobrą atmosferę stwarza Andrzej Rozbicki, który jest prawdziwym duchem opiekuńczym. Większość polonijnych miast na świecie może zazdrościć Toronto Andrzeja Rozbickiego, bo to, co on robi, jest jego pasją, hobby i pewnie dlatego może włożyć tak ogromną ilość pracy, aby koncerty doszły do skutku. 

Tak więc bardzo się cieszę, że na prośbę publicznośsci przyjedziemy za rok. Choć mam swój kalendarz występów i Toronto planowałem za dwa lata. Uważam, że za częste pojawianie się w jednym miejscu nie jest dobre, no ale po tym bardzo serdecznym przyjęciu, Andrzej Rozbicki zaprosił nas w przyszłym roku. 

Czekamy więc na przyszłoroczny koncert, na którym zaprezentują swój talent inni artyści Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury. Mamy to szczęście, że i w Toronto “śpiewał Jan Kiepura”.

A tymczasem wszyscy miłośnicy opery, baletu i operetki, zarówno ci, którzy byli na koncercie, jak i ci, dla których zabrakło biletu lub nie mogli przyjść, mogą zapisać się do Elitarnego Klubu Miłlośników Opery, Baletu i Operetki. Klub jeszcze nie rozpoczął działalności, ale ciągle przyjmowane są zgłoszenia. Będzie wydawany biuletyn, członkowie Klubu będą dostawaćc wszelkie informacje dotyczące różnych inicjatyw kulturalnych, w pierwszej kolejności będą mogli kupić bilety na festiwal, poza tym otrzymają kalendarzyki z zaznaczonymi imprezami. Przy czym członkostwo w klubie nie pociąga żadnych zobowiązań finansowych. 

- Wśród tysięcy listów, które dostaję, znalazł się list pewnej starszej pani – mówi Bogusłlaw Kaczyńnski. – Pisze ona, żze mieszka w małej wiosce i niestety, nie bęedzie mogła się zapisaćc do klubu, bo ukońnczyła zaledwie 7 klas szkoły podstawowej. Ale kocha operę, bardzo przeżywa przedstawienia, arii słucha i w telewizji, i w radiu, więc żałuje, że nie może się zapisać, ale życzy nam wszystkiego dobrego. Na co ja jej odpisałem – Szanowna pani, jeśli pani kocha operę, balet, operetkę, to naley pani do elity, i może pani być absolutnie pełnowartościowym członkiem klubu. Nie jest ważne, czy ktoś skończył 7 klas, czy nie skończył żadnej klasy, tylko czy ma gorące, otwarte serce dla tej wielkiej kultury. Bo jeśli ma, może być członkiem elitarnego klubu, gdyż należy do elity.
Joanna Sokołowska-Gwizdka  GAZETA Dec 8, 2004 
 

GONIEC NR 44/2004
Rozbicki od dawna to wie…
Nieczęesto trafia nam sięe w Kanadzie uczestniczyćc w prawdziwie artystycznym wydarzeniu rodem z Polski. Zwykle do Kraju Klonowego Liśscia przyjeżzdżza sięe na saksy, aby trochęee dorobićcc – o to samo chodzi lokalnym organizatorom, którzy starająaa sięee do minimum ograniczyćcc włllasne wydatki. Oszczęeedza sięee na wszystkim: na liczbie zaproszonych artystów (stąaad taka popularnośssćcc monodramów), na wynajęeeciu odpowiedniej sali, na scenografii – bo włllaśssciwie chodzi tylko o zysk – i nie- ważzzne, czy bęeedzie on przeznaczony na jakieśs szczytne cele, czy w całllośsci trafi do kieszeni przedsięebiorcy. Ostatecznie jesteśssmy więeec skazani na ogląaadanie nawet ambitnych sztuk w warunkach remizy strażzzackiej, w niedostosowanych pod wzglęeedem akustycznym salach, w aulach szkolnych – bardzo rzadko w teatrze.
Jednym z niewielu animatorów polonijnego żzzycia kulturalnego w Kanadzie, któremu leżzzy na sercu przede wszystkim sztuka i jej artystyczne przeżzzywanie, jest Andrzej Rozbicki. Ten zawodowy dyrygent jeszcze z Polski, a tu, w Kanadzie, nauczyciel muzyki w śssredniej szkole, podejmuje sięee niezwykle ambitnych zamierzeńnn: tworzy wielkie widowiska, gdzie na scenie wystęeepuje nieraz ponad sto osób. W tym roku, w kwietniu, zadziwiłll jużzz wszystkich wystawieniem sztuki “Wołlla nas Pan” z udziałllem Alicji Majewskiej, Doroty Osińnnskiej, Ewy Urygi, Marka Bałllaty, Zbigniewa Wodeckiego i Jacka Wojcickiego jako solistów, którym towarzyszyłll kilkudziesięeecioosobowy chór Polonia All Stars, a sam maestro dyrygowałll włllasnąaa Celebrity Symphony Orchestra. Włllaśssciwąaa oprawąaa tego oratorium byłlla katedra przy Queensway w Etobicoke, której wnęeetrze mieśssci ponad tysiąaac wiernych.
Jesieniąaa Andrzej Rozbicki sprawiłll nam jeszcze więeeksząaa artystycznąaa niespodziankęee, sprowadzająaac z Polski gwiazdy opery i operetki z niestrudzonym propagatorem tego typu muzyki – Bogusłllawem Kaczyńnnskim. Na spektakl “Golden Voices” wynająaałll doskonale nadająaacy sięee na takie przedsięeewzięeecia teatr Living Arts Centre w samym sercu Mississaugi (która stanowi niepisanąaa stolicęee polskiej emigracji w Kanadzie). Pięeekne wnęeetrze, łllatwy dojazd i absolutny brak kłllopotów z parkowaniem to zaliczka na poczet dobrze spęeedzonego wieczoru. Komplet gośssci na widowni Living Arts Centre dobitnie śsswiadczyłll, jak Polonia spragniona jest obcowania ze sztukąaa przez dużzze “S” i gotowa jest za ten “towar” zapłllacićcc nawet 55 dolarów za jeden bilet (byłlly teżzz tańnnsze). Trudno mi sobie zresztąaa wyobrazićcc wystęeep artystki klasy Barbary Kubiak w innej scenerii niżzz teatr czy opera…
Cztery gwiazdy – cztery indywidualnośssci. Słllodka i wiotka Iwona Tober w stylowych kreacjach, w mig podbiłlla męeeskie serca na widowni, którym nieobcy jest czar niewieśssciej urody połlląaaczony z talentem muzycznym. Pani Iwona swym kryształllowym sopranem bez trudu przekonałlla niezdecydowanych i zawistników, żzze staje sięee nowąaa diwąaa polskiej sceny operowej.
Barbara Kubiak, solistka Opery Narodowej, dałlla sięee poznaćcc w mistrzowsko wykonanych ariach z “Aidy” Verdiego i “Madame Butterfly” Pucciniego. Demoniczna siłlla jej głllosu, timbr i skala na dłllugo nie pozwoli zapomniećcc o tym sobotnim wieczorze. Po koncercie nikt teżzz nie wąaatpiłll, żzze obcowałll z autentycznąaa primadonnąaa.
Tadeusz Szlenkier to cudowne dziecko polskiej operetki, spadkobierca talentu niezapomnianego Jana Kiepury. W czasie jego wystęeepu w Mississaudze wystarczyłllo zamknąaaćcc oczy, by daćcc sięee ponieśssćcc iluzji, iżzz to sam mistrz śsspiewa nam “Manuelęee”.
Niezwykle męeeski i przystojny Leszek ŚSSwidzińnnski łllamałll z kolei niewieśsscie serca. “Granada” w jego interpretacji potwierdziłlla słllowa Bogusłllawa Kaczyńnnskiego, żzze pan Leszek jest synem torreadora… Wielki talent naszego tenora doczekałll sięee mięeedzynarodowego uznania i ten polski artysta częeeśssciej jest widziany na zagranicznych scenach niżzz w ojczyźzznie.
Wypełllniona po brzegi amatorami muzyki operowej i operetkowej sala Living Arts Centre nie zawiodłlla sięee. Repertuar dobrany byłll ze smakiem i dałll szansęee wykazania sięee wszystkim wystęeepująaacym na scenie artystom. Polskośssćcc triumfowałlla, bo aria Stefana ze “Strasznego dworu” Moniuszki w wykonaniu Leszka ŚSSwidzińnnskiego czy “Kujawiak” Wieniawskiego w interpretacji Tadeusza Szlenkiera wywołllałlly owacje. Obydwaj artyśssci musieli teżzz na bis odśsspiewaćcc “Brunetki, blondynki” – niezapomniany hit Jana Kiepury.
Sobotnia węeedrówka po zaczarowanym śsswiecie muzyki operowej na pewno nie byłllaby tak przyjemna bez iskrząaacych sięee profesjonalizmem i dowcipem komentarzy Bogusłllawa Kaczyńnnskiego oraz artyzmu Celebrity Symphony Orchestra pod batutąaa Andrzeja Rozbickiego.
Koncert “Golden Voices” za nami, czekamy na nastęepny za rok obiecany przez Bogusłllawa Kaczyńnnskiego. Nikt jużzz nie wąaatpi, żzze zgromadzi komplet na widowni – bo od soboty, 23 paźzzdziernika 2004 r., w wielu sercach odżzzyłlla miłllośssćcc do sztuki, do polskiej muzyki, do ojczyzny. Mamy sięee czym pochwalićcc przed obcymi, nasi artyśssci operowi to prawdziwi śsswiatowi mistrzowie! Należzzy sięee więeec tylko dziwićcc, dlaczego dla uhonorowania 60-lecia Kongresu Polonii Kanadyjskiej nie ich zaproszono, tylko mocno wyliniałllego szansonistęee peerelowskich estrad. Jeśssli byłlly wąaatpliwośssci, kto lepiej zaprezentuje Kanadyjczykom nasząaa polskośssćcc, trzeba byłllo zadzwonićcc do Andrzeja Rozbickiego – on od dawna jużzz to wie.
Jerzy Rosa
Mississauga